Z coraz większym niesmakiem zauważam, że Polacy którzy dyskutują o polityce z reguły starają się być genialnie inteligentni, błyskotliwie dowcipni i najlepiej w świecie poinformowani.
Dużo trudniej natomiast przychodzi im dbałość o stosowny umiar, dobre maniery, ostrożność sądów - nie mówiąc już o pokorze, która winna wynikać z oczywistej w wielu przypadkach niedostatecznej wiedzy o roztrząsanej sprawie.
Ulubionym celem ataków obrzydliwców schowanych za gwarancyjną tarczą demokratycznego państwa stają się często ludzie tysiąckroć od nich kompetentniejsi
i bardziej dla kraju zasłużeni. Ba! Bez najmniejszej przesady można powiedzieć, że postponowani przez nich bywają także ich ewidentni dobroczyńcy.
Oczywiście każdy z tych „polityków” w swoim własnym mniemaniu zna się lepiej na ekonomii od profesora - ze stosownym ministrem włącznie, na polityce od prezydenta - z premierem, na obronności zaś od wszystkich generałów razem wziętych.
To samo (ma się rozumieć) tyczy się wszelkich innych dziedzin nauki w pełnym zakresie dyscyplin od teologii, przez geopolitykę, energię jądrową, na ginekologii i położnictwie kończąc.
Wszystkie te cechy sprawiają, że kwestie legislacyjne, czy zagadnienia związane
z dyplomacją to dla takiego eksperta - „mały pikuś”.
Wie jak wygrywać wojny, zdywersyfikować energię, skutecznie likwidować bezrobocie, uczyć gówniarzy w szkołach...
Niezauważone przeważnie „cechy przywódcze”, nie zrealizowane przewagi, mizeria sześciu dni często zmarnowanego tygodnia.
Wszystko to można nadrobić rozprawiając o polityce z bardzo męskim wyrazem twarzy w pośredniaku, za komputerem, pilnując dziecka gdy żona w pracy…
Prawdziwy „geniusz” kryje się często w cieniu codziennej szarości, w której nie może liczyć na szacunek własnych dzieci, a żona wciąż uparcie „woła pieniędzy”.
Komuniści, Żydzi, liberałowie, Piłsudski, Kaczyński, socjaliści, Jan Paweł II. kapitaliści, masoni… Kredyt społeczny, personalizm, wielodzietność i pospolita nędza.
Tyle ciekawych zjawisk, osób i pojęć.
W polityce zaś najważniejsze dla nas bywa to, czego nie wiemy.
Tak więc i w tym względzie mądrość Sokratesa zachowuje wciąż swoją aktualność, a kondycja współczesnych często bywa podobna do tej właściwej ludziom z którymi wtedy przyszło mu dyskutować.
Paskudnym pokłosiem kłamstwa założycielskiego oraz powszechnie manipulowanej demokracji III Rzeczypospolitej jest przeniesienie związkowego charakteru myślenia ukształtowanego w czasie protestów lat 80-tych w klimat dyskusji publicznej minionego dwudziestolecia.
Konstruktywne rozmowy o urządzaniu wolnej Polski wymagają rzetelnej obywatelskiej wiedzy, troski wynikającej z utożsamieniem się ze swoim państwem oraz założenia minimum zaufania do tak, czy inaczej wybranych władz.
Do uczciwości przywódców, mądrości profesorów, sprawności działania i wreszcie przyjaznego dla obywatela charakteru własnego państwa.
Ze spełnieniem każdego z wymienionych wymogów Polacy mają dziś o wiele większy problem, niż obywatele II Rzeczypospolitej, do której niestety pod żadnym niemal względem nie nawiązano, proklamując wstrząsaną dreszczem nie zakończonych historii PRL-bis.
Z tego to głównie powodu debatę publiczną na każdym nieomal szczeblu cechuje dziś wszechogarniający wszystko i wszystkich brak przyzwoitości oraz deficyt podstawowego szacunku zarówno w odniesieniu do wiedzy dotyczącej poruszanej materii, jak również dla obecnych w niej osób.
Kraków, 8 maja 2010r. Jan Szczepankiewicz
Komentarze